Branża nie wróży sukcesu tygodnikowi “Wręcz Przeciwnie”
Wczoraj na rynku ukazał się pierwszy numer tygodnika opinii „Wręcz Przeciwnie” (Sentret), za którym stoją byli dziennikarze „Wprost”. Eksperci - pytani przez portal Wirtualnemedia.pl - nie wróżą tytułowi specjalnego powodzenia.
Tygodnik "Wręcz Przeciwnie" ukazał się w nakładzie 120 tys. egzemplarzy. Ma 84 strony, i kosztuje 4,99 zł. Pismo składa się z takich działów jak: Polska, Biznes, Nauka, Historia, Zagranica i Kultura. Według twórców tygodnika, ma on nawiązywać do ‘najlepszych tradycji „starego” „Wprost”: liberalnego w sferze gospodarczej, konserwatywnego w sprawach obyczajowych i niebojącego się poglądów przeciwnych niż obecne w większości mediów’. Redaktorem naczelnym pisma jest Jan Piński.
>>> “Uważam Rze” liderem, traci “Polityka” i “Newsweek”
Na okładce znalazł się fotomontaż Jarosław Kaczyńskiego i Donalda Tusk w strojach duchownych, którzy nawzajem podają sobie komunię. W związku z takim charakterem okładki z dalszego pisania dla „Wręcz Przeciwnie” zrezygnowali Sławomir Cenckiewicz i Tomasz Terlikowski, którzy uznali, że obraża to ich uczucia religijne.
>>> Ruszył "Wręcz przeciwnie". Protest autora jednego z tekstów: kampania antykatolicka
Przypomnijmy, że magazyn pierwotnie miał ukazać tydzień wcześniej i pod tytułem „Wprost Przeciwnie”, ale Ruch nie zgodził się na dystrybucję pisma pod taką nazwą, zasłaniając się umową z Platformą Mediową Point Group, wydawcą „Wprost” (dowiedz się więcej).
Komentarze dla portalu Wirtualnemedia.pl na temat tygodnika “Wprost Przeciwnie”
Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny “Super Expressu”
Deklarowany plan wydawcy został w pierwszym numerze w zasadzie wykonany. Wydawca zapowiadał swego rodzaju odbicie "Wprost" z rąk Lisa i powrót do tygodnika, który nie będzie prorządowy, nie będzie poprawny politycznie i nie będzie się wpisywał w zgodny postępowy chór "Polityki" i "Newsweeka". Widać to w treściach artykułów i doborze autorów. Widać także niestety, jak bardzo krótka jest ławka polskich publicystów, komentatorów i felietonistów. Skandalizująca okładka, podobnie jak wcześniejsze perturbacje wokół nazwy i pierwszego terminu wydania tygodnika mogą wzmocnić zainteresowanie tytułem. W środku kilka ciekawych artykułów i ani jednego niosącego newsa. Szkoda. Szata graficzna nie pozostawia wątpliwości kogo z rynku chce zmieść "Wręcz Przeciwnie", ale zauważyłem zmiany detali, dzięki którym przed sądem trudno będzie udowodnić zamach na layout "Wprost".
Gdyby o rynkowych szansach "Wręcz Przeciwnie" miała decydować tylko zawartość tygodnika, to takie szanse są. Nie są olbrzymie, ale są. Wejście na rynek oceniłbym, jako dość mocne, choć trzęsienia ziemi nie było. O sukcesie decyduje jednak nie tylko produkt, ale logistyka i głębokość portfela inwestora nowego pisma. A w tym przypadku nie wiemy, o czym mówimy. Jeśli tytuł naprawdę chce znaleźć swoje miejsce na rynku, musi być robiony na ostrzejszej, wyraźniejszej, agresywniejszej kontrze do wysokonakładowych prorządowych tygodników. Tej siły ktoś się tu boi użyć.
Prognozowanie sprzedaży na podstawie analizy pierwszego numeru to absolutne wróżenie z fusów. Ale dobrze, zabawmy się. Nie wróżę sukcesu wydawniczego "Wręcz Przeciwnie", bo zemsta na gładko uczesanym Tomaszu Lisie, to nie jest żadna linia programowa i żaden kręgosłup nowego pisma. Zemstę wymyślono do poprawiania humoru, ale niczego się na niej nie zbuduje.
Piotr Zmelonek, dyrektor wydawniczy “Polityki”
Strasznie dużo zamieszania wokół tego tytułu. Najpierw nazwa, teraz oświadczenie jednego z autorów w sprawie okładki i rezygnacja z publikowania w tytule po ukazaniu się pierwszego numeru. Myślę, że poza zamieszaniem niewiele z tego wyniknie.
Pierwszy numer może się jeszcze rozejdzie (ciekawość potencjalnych odbiorców), ale powątpiewam, żeby tytuł osiągnął oczekiwane przez wydawcę rezultaty sprzedażowe. Trwanie tytułu zależeć więc będzie od determinacji ludzi go tworzących i głębokości kieszeni wydawcy.
Rafał Leszczyński, analityk prasy w Giełdzie Mediowej
Nowy tygodnik „Wręcz Przeciwnie” niczym specjalnie nie zaskakuje. Pod względem wizualnym brakuje mu całkowicie oryginalności. Przeglądając pierwszy numer rzuca się od razu w oczy, że skład, łamanie tekstów, układ zdjęć wzorowane są na innych tygodnikach opinii, zwłaszcza „Wprost”. Niektóre artykuły wyglądają wręcz identycznie jak we „Wproście”.
Reklam w pierwszym numerze naliczyłem około sześciu i to takich których prędzej spodziewałbym się w magazynach poradnikowych, niż tygodniku opiniotwórczym. Obawiam się, że tytuł nie przyciągnie poważnych reklamodawców, co sprawi, że główne dochody wydawca będzie czerpał ze sprzedaży egzemplarzowej. Dopóki nie ustaną boje o prawa do nazwy tytułu lub kopiowanie pomysłów z „Wprostu”, tygodnik raczej ma niewielkie szanse na przyciągnięcie czołowych reklamodawców. Aby zdobyć czytelników tygodnik będzie musiał przede wszystkim odznaczać się kontrowersyjnością swojej publicystyki, bo jedynie tym będzie w stanie zwrócić na siebie uwagę. Cena egzemplarzowa jest zdecydowanie za wysoka (tyle samo co „Wprost”). Aby tytuł sprzedawał się zgodnie z założeniami wydawcy cena powinna być znacznie poniżej 4 zł.
Monika Rychlica, head of press, outdoor, cinema & new media w Initiative Media Warszawa
Tytuł tworzony według standardowego schematu dla tygodników opinii, okładka, która jak wiemy sprzedaje numer stara się być kontrowersyjna i oczywiście związana z religią. Nie widzę w tym nic nowatorskiego, to raczej podążanie za ostatnią modą na „ religijne szokowanie”. Przypomnijmy sobie okładki z symbolem Krzyża w „Newsweeku” czy też „Wprost”.
Tygodnik przy nakładzie 120 tys. egz. nie ma szansy na sprzedaż powyżej 100 tys. co z kolei daje przepustkę do elity tygodników opinii. Oczywiście czas przedwyborczy sprzyja sprzedaży tego typu prasy, pytanie co się zadzieje później, kiedy rzeczywistość będzie zdecydowanie bardziej nudna.
Uważam, że stosunkowo wysoka cena okładkowa, wskazuje na to, że wydawcy chcą się raczej utrzymywać ze sprzedaży pisma, a nie kampanii reklamowych. O które rzeczywiście jest coraz trudniej. Pieniędzy na rynku nie przybywa, tytułów za to jest coraz więcej. Czas pokaże czy rynek jest w stanie przyjąć kolejny tytuł z tej kategorii.
Lucyna Koba, dyrektor strategiczny PanMedia Western
Moje odczucia co do przyszłości nowego tygodnika „Wręcz Przeciwnie” są mieszane. Deklaracje redaktora naczelnego co do charakteru nowego tytułu trochę minęły się z rzeczywistością - przynajmniej na pierwszy rzut oka. Dość odważną okładkę trudno nazwać "konserwatywną w sprawach obyczajowych" i zastanawiam się na ile reklamodawcy obecni w pierwszym numerze byli tego świadomi. Z jednej strony oczywiście wszelkie kontrowersje pomagają tygodnikom - zwłaszcza na początku ich drogi. Rozpalają ciekawość wśród czytelników, konkurencji i medioznawców. Z drugiej jednak strony nawet wysokie nakłady i sprzedaż mogą być niewystarczającym argumentem dla reklamodawców, jeśli treści są zbyt radykalne lub kontrowersyjne.
Przykład "Uważam Rze" pokazał wszystkim, że jest miejsce na rynku dla tytułów opiniotwórczych - zwłaszcza w zaniedbanym dotychczas nurcie prawicowym. Po tym oszałamiającym sukcesie sądzę, że mało kto odważy się prorokować wysokość sprzedaży "Wręcz Przeciwnie". Nieznane mi są plany wydawnictwa dotyczące promocji nowego tytułu wśród potencjalnych czytelników. A ma to olbrzymi wpływ z jednej strony na szybką popularyzację tytułu, z drugiej jednak na strukturę kosztów wydawnictwa. Tygodnik startuje w czasie bardzo sprzyjającym sprzedaży - przed wyborami znacznie więcej osób niż zwykle interesuje się polityką i gospodarką - znacznie więcej się również w tych sferach dzieje. Prawdziwa siła nowych tytułów tygodników opinii zostanie zweryfikowana po wyborach, kiedy część czytelników z całego segmentu prasy najpewniej odpłynie.
Dołącz do dyskusji: Branża nie wróży sukcesu tygodnikowi “Wręcz Przeciwnie”