SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Większość Amerykanów uważa, że debaty prezydenckie nie mają większego wpływu na ich preferencje

Ponad 70 proc. Amerykanów twierdzi, że debaty nie będą miały większego wpływu na ich decyzję w wyborach prezydenckich – wynika z sondażu dla dziennika "Wall Street Jorunal" i stacji NBC. Jednocześnie niezdecydowany jest nawet co dziesiąty amerykański wyborca.

Na nieco ponad miesiąc przed wyborami prezydenckimi w USA zdecydowana większość Amerykanów ma już ukształtowane preferencje wyborcze. Jak wskazuje sondaż dla "WSJ" i NBC News, więcej niż siedmiu na 10 z nich jest przekonanych, że debaty kandydatów na prezydenta nie będą miały większego wpływu na ich polityczny wybór. 44 proc. – najwięcej od 20 lat - uważa, że telewizyjne starcia kandydatów w żaden sposób nie zmienią ich preferencji.

Przeprowadzający sondaże dla "WSJ" Jeff Horwitt twierdzi, że w ostatnich tygodniach amerykańskiej kampanii elektorat jest stabilny. "Sondaż po sondażu, nie ma znacznych zmian" - ocenia. Jego zdaniem wtorkowa debata w Cleveland nie wpłynie znacząco na notowania przodującego w sondażach kandydata Demokratów Joe Bidena i ubiegającego się o reelekcję prezydenta USA, Republikanina Donalda Trumpa.

Jednocześnie z badań "WSJ" wynika, że decyzji wyborczej nie podjął jeszcze nawet co dziesiąty Amerykanin. To o tych wyborców na finiszu kampanii walczyć będą sztabowcy obu partii.

W dobie koronawirusa, który znacznie ograniczył możliwości prowadzenia kampanii, debaty będą prawdopodobnie najważniejszymi wydarzeniami końcówki wyścigu o Biały Dom – ocenia portal publicznego radia NPR. Pierwsza debata "może być najlepszą szansą dla prezydenta Trumpa na zmianę przebiegu kampanii", a dla Bidena stanowić okazję na "rozwianie wątpliwości, jakie można mieć na jego temat" – dodaje.

Pandemia nie powstrzymuje zapału Amerykanów do wspólnego oglądania debaty w barach i restauracjach. Waszyngtoński Union Pub w pobliżu Kapitolu w nocy z wtorku na środę będzie wyjątkowo dłużej otwarty, przedwyborcze starcie obejrzeć będzie można też we wszystkich siedmiu stołecznych lokalach sieci Busboys and Poets. Właściciele lokali apelują jednak o zakładanie maseczek i zachowywanie dystansu.

Przedwyborcze debaty telewizyjne tradycyjnie cieszą się sporym zainteresowaniem Amerykanów. Pierwszy taki pojedynek odbył się w 1960 r. między ówczesnym wiceprezydentem Richardem Nixonem a młodym senatorem Johnem F. Kennedym. Oglądana przez ponad 70 mln obywateli USA słowna batalia zmieniła historię amerykańskich kampanii wyborczych.

W prezydenckich debatach pojawiały się też wątki polskie. W 1976 roku prezydent Gerald Ford stwierdził w jednej z nich, że "nie ma sowieckiej dominacji w Europie Wschodniej". Na te słowa zareagował późniejszy zwycięzca wyborów, gubernator Georgii Jimmy Carter, który powiedział, że chce, by jego rywal "przekonał Amerykanów polskiego, czeskiego i węgierskiego pochodzenia", że kraje Europy Wschodniej "nie znajdują się pod dominacją i nadzorem ZSRR".

W 2004 roku kandydat Demokratów John Kerry w kontekście wojny w Iraku oceniał, że wsparcie dla USA ze strony Wielkiej Brytanii i Australii to "nie jest wielka koalicja". Ubiegający się o drugą kadencję Republikanin George W. Bush wytknął wtedy w odpowiedzi, że jego przeciwnik "zapomniał o Polsce".

Wśród tematów Covid-19 i sprawy rasowe

Epidemia i spowodowany nią kryzys gospodarczy oraz kwestie rasowe to główne tematy tegorocznej kampanii prezydenckiej. Zagadnienia te najpewniej zdominują pierwszą debatę kandydatów, która rozpocznie się o godz. 3 czasu polskiego w nocy z wtorku na środę. Następna odbędzie się 15 października, a ostatnia tydzień później.

W przypadku gospodarki to Trump cieszy się większym zaufaniem wyborców. We wrześniowym badaniu dla ośrodka YouGov 37 proc. Amerykanów wyraziło przekonanie, że sytuacja ekonomiczna poprawi się, jeśli wygra urzędujący prezydent. W to, że stanie się tak za rządów Bidena, wierzy o 5 pkt proc. wyborców mniej.

Jeśli chodzi o kwestie rasowe, Amerykanie uważają, że Biden, zastępca Baracka Obamy w latach 2008-2016, byłby lepszym przywódcą niż Trump. Po zabójstwie przez policję w Minneapolis pod koniec maja Afroamerykanina George’a Floyda przez Stany Zjednoczone przetoczyły się gwałtowne antyrasistowskie protesty. Na ich fali rosły notowania Bidena, a spadały - urzędującego prezydenta.

Komentatorzy zwracają uwagę, że Trump prowadzi aktywną kampanię wyborczą, odbywając nawet po kilka wieców dziennie, na które często wybiera płyty lotnisk. Z kolei Biden – zarzucający Trumpowi lekceważenie epidemii i postulujący obowiązek zakładania maseczek w miejscach publicznych – od marca do sierpnia nie uczestniczył osobiście w żadnym kampanijnym wydarzeniu.

Również we wrześniu przejawiał znacznie mniejszą aktywność niż jego rywal. "Niecałe sześć tygodni przed wyborami jednym z największych rozczarowań wśród niektórych zwolenników Joe Bidena jest to, że wydaje się, że on nawet się nie stara" – pisze na portalu The Hill Brett Samuels. Trump atakuje taktykę kontrkandydata – mówi, że prowadzi on kampanię "w piwnicy", nazywa go "ospałym" i zarzuca mu "niską energię". Postuluje, by przed debatą przeprowadzić test na obecność niedozwolonych substancji.

"Kandydat Demokratów trzyma się swojej strategii – nie wychylać się i dać +wypalić się+ Trumpowi" – ocenia portal Politico. Jak dodaje, sztabowcy Bidena są zadowoleni z sondaży i wskazują, że nie ma konieczności większej aktywności, gdyż wybory "to referendum w sprawie Trumpa".

Elektorat Demokratów jest wyjątkowo zmobilizowany, o czym świadczą kampanijne datki zwolenników ugrupowania. W sierpniu, miesiącu, w którym odbyła się konwencja partyjna, ich sztab zebrał rekordowe 364,5 mln dolarów. To najlepszy miesięczny wynik w historii amerykańskich wyborów prezydenckich. Wrzesień może okazać się pod tym względem jeszcze lepszy, w nieco ponad dobę po informacji o śmierci liberalnej sędzi Ruth Bader Ginsburg na kampanię Demokratów wpłynęło aż 91 mln dolarów.

W wyborach, które odbędą się 3 listopada, z uwagi na zagrożenie epidemiczne znacznie poszerzono możliwość oddania głosów w formie korespondencyjnej. W niektórych stanach wybory już się rozpoczęły – do minionej soboty głos oddało już blisko milion Amerykanów.

Rozłożenie w czasie procesu ma pozwolić na uniknięcie kolejek w lokalach. Gospodarz Białego Domu ostro krytykuje powszechne głosowanie korespondencyjne, a szczególnie wysyłanie kart wyborczych do osób, które o to nie wnioskowały. Jego zdaniem przyczyni się to do wyborczych oszustw.

"Washington Post" ocenia, że w związku z powszechnym głosowaniem pocztowym być może nie poznamy zwycięzcy wyborów w nocy z 3 na 4 listopada. W wielu stanach jeszcze po tej dacie przyjmowane i zliczane będą karty wyborcze. Jeśli o wyniku decydować będą setki czy tysiące głosów, to oznaczać to może długie batalie prawne – pisze "Wall Street Journal". Tak było w 2000 roku, gdy to Sąd Najwyższy przyznał minimalną i budzącą kontrowersje wygraną na Florydzie George’owi W. Bushowi, co zapewniło dało mu prezydenturę.

To m.in. z uwagi na głosowanie korespondencyjne na jeden z głównych tematów kampanijnych wyrosła w USA kwestia następczyni zmarłej 18 września Ginsburg. Zastąpienie jej przez konserwatywną Amy Coney Barrett byłoby znaczące nie tylko z uwagi na najbliższy w historii wyborów prezydenckich termin nominowania. Sąd Najwyższy, jak prognozuje sam Trump, może okazać się w roku pełnym społecznych napięć decydujący w kwestii wskazania zwycięzcy wyborów.

W cieniu elektryzujących opinię publiczną wyborów prezydenckich 3 listopada odbędą się również wybory parlamentarne. W Senacie stawką jest 35 mandatów senatorów, w tym 23 należących obecnie do Republikanów i 12 do Demokratów. Obecnie Senat większością trzech mandatów kontroluje Partia Republikańska (GOP). "Washington Post" szacuje, że w listopadzie niepewne jest aż 13 mandatów Republikanów i jedynie dwóch Demokratów. Amerykańscy bukmacherzy przewidują, że Republikanie stracą kontrolę nad Senatem, a Demokraci utrzymają Izbę Reprezentantów.

Dołącz do dyskusji: Większość Amerykanów uważa, że debaty prezydenckie nie mają większego wpływu na ich preferencje

0 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl