Odszczekuję...
Autor jednego z postów do tekstu o 'kurewstwie medialnym' stanowczo żądał, żebym odszczekał to, co napisałem, po tym jak znajdą się dowody na współpracę Milana Suboticia ze służbami.
Więc szczekam, acz tylko półgębkiem, bo raz jeszcze przypomnę zarówno autorowi postu, jak i pozostałym czytelnikom blogu: nie wypowiadałem się stanowczo ani w kwestii współpracy Suboticia, ani jej braku. Napisałem tylko, że nie wolno bez twardych dowodów budować związku pomiędzy domniemaną agenturalnością osoby, a dziennikarską prowokacją podjętą przez redakcję „Teraz My”. Także i dziś, po ujawnieniu teczki agenta o kryptonimie „Milan” niewiele się w tej kwestii zmieniło. Wierzę, choć to wiara nieco nadwątlona, że ‘taśmy Beger’ nie były sterowaną przez Milana Suboticia prowokacją WSI.
Ale mniejsza o ‘taśmy prawdy’, tych taśm pojawia się zresztą ostatnio coraz więcej. Mamy w kraju inflację taśm. W gruncie rzeczy chciałem dać wyraz obawie, że myślenie zaserwowane przez Gazetę Polską, o ile stanie się powszechne, wepchnie nas w bagno ciągłych podejrzeń, insynuacji, gdzie za każdym działaniem, za każdym materiałem dziennikarskim ktoś będzie się chciał doszukać ręki służ specjalnych. Ano nie jest tak, że służby są wszędzie, ich spisek nie rządzi światem, bo jeśliby miało być inaczej, to wszystko na czym budujemy nasz zawód funta kłaków nie byłoby warte.
Ktoś powie, że pomoże oczyszczenie środowiska, ujawnienie agentury… Pewnie w jakimś stopniu tak, ale niewiele to zmieni tych, którzy myślą w kategoriach teorii spiskowej; zawsze wszak znajdzie się jakiś nowy agent, wyjątkowo utajniony, albo niedostatecznie zdekonspirowany. Poza tym służb jest wiele, WSI nie jest sierotką Marysią na polu globalnej aktywności wywiadowczej. Nie mniej dla pełnej jawności agentury nie ma alternatywy: listę współpracowników służb w świecie dziennikarskim należy ujawnić. Im szybciej, tym lepiej! Każdy miesiąc opóźnienia będzie skutkował kolejnymi casusami: Subotić. Proszę tę moją deklarację traktować jako apel!
A sam muszę zaszczekać. Redaktor Sakiewicz i Gazeta Polska mieli dobre źródła. Niezłe przecieki. Zapewne nie z kręgów służb. Potem w IPN odnaleziono teczkę Suboticia. Co w niej się znajduje, wiemy dzięki sobotniej publikacji Dziennika. Muszę więc wycofać się z tego ‘jednego szeregu’ z Milanem Suboticiem, w który tak ochoczo wstąpiłem. Jeśli był agentem służb w PRL (a wszystko na to wskazuje), to nie powinien recenzować prac zwłaszcza młodszych dziennikarzy. Czy w ogóle powinien zostać w mediach? Niech rozstrzygnie o tym jego pracodawca. Ale nawet jeśli zostanie, to od przykrego piętna nigdy się nie uwolni.
Swoją drogą redaktorze Subotić, nawet mając w głowie punkt drugi zobowiązania (o absolutnej tajemnicy swojej „misji”) czy nie parzył Pana język kiedy tak ochoczo zaprzeczał Pan o swojej agenturalności? Może wypadało uprzedzić przynajmniej swoich przełożonych. Po pańskiej stronie, dając Panu swoistą legitymację stanęło wielu przyzwoitych ludzi. Ma Pan świadomość, że wepchnął ich Pan na minę?
W tym miejscu chciałem napisać, że może nie jest ważne, że ktoś kimś tam kiedyś był, ale jak zdążył to odpracować, co dał ludziom, branży, etc. Tak chciałem zamknąć ten tekst. Ale czuję, że takie słowa nie powinny tu paść. Niestety w zawodzie, który uprawiamy (Mrozowski, Sekielski, Subotić, niżej podpisany) ponad wszystko liczy się stosunek do prawdy, i jeśli ktoś w sprawie tak elementarnej jak prawda o sobie samym jest z prawdą na bakier, to nie zasługuje na dalszą obronę. I kropka.
Odszczekałem?
Tak, choć półgębkiem.
Zapraszam do dyskusji na moim blogu!!!
Dołącz do dyskusji: Odszczekuję...