SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Większy zarząd i roszady w Infor Biznes

Monika Szulc-Wąsikowska została wiceprezesem spółki Infor Biznes, wydawcy „Dziennika Gazety Prawnej” i kilku serwisów internetowych. Opuszczone przez nią stanowisko dyrektora Centrum Reklamy objęła zaś Katarzyna Jasińska-Szulc.

Dołącz do dyskusji: Większy zarząd i roszady w Infor Biznes

7 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
gość
Analityku, co według ciebie oznacza zainwestować w dobre teksty? Czy to działa w ten sposób, że jeśli jako dziennikarz otrzymuję wynagrodzenie "x" - oddaję słaby tekst, jeśli "y" - średni, a jeśli zarząd zainwestuje w tekst wynagrodzenie na poziomie "z", czyli mnie usatysfakcjonuje - wówczas otrzyma ode mnie tekst świetny? Wielokrotnie na forum czytam o frustracji dziennikarzy (cóż, znak czasów, śmieciówki i marne wynagrodzenia dotyczą także innych branż i grup zawodowych), ale wydaje mi się, że dobre dziennikarstwo jest pochodną talentu, pasji i paru innych rzeczy, a nie wysokości wierszówki czy formy umowy. Siedzę w tej branży od 20 lat i niestety obserwuję ze smutkiem, że jakość dziennikarstwa spada z roku na rok na łeb na szyję - niezależnie od tytułu, wydawcy, sytuacji na rynku. Może po prostu jest tak, że o dobry tekst jest trudno, bo coraz mniej jest dobrych i utalentowanych dziennikarzy?
0 0
odpowiedź
User
do gościa
Z przyjemnością odpowiem. Dobry tekst powstanie wówczas kiedy redaktor zdaje sobie sprawę, że za 1000 zł na śmieciówce dziennikarze może jedynie sciągnąć to tu to tam materiały z Internetu i skleić z tego tekst na 10 tysięcy znaków. Za 2000 tysiące może wykorzystać swoją wiedzę i doświadczenia, które posłużą mu do napisania bardziej pogłębionego tekstu, a nawet porozmawiania z tym i owym, aby się czegoś w danej kwestii dowiedzieć. Nigdzie nie pojedzie, by sprawdzić to na miejscu, bo poza opłacaniem komputera, ubezpieczenia itp. nie będzie miał na to pieniędzy. Powszechną praktyką jest nabieranie dziennikarzy w stylu "wycena po publikacji", czyli z góry wiadomo, że do tekstu będzie trzeba dołożyć. Lub wykańczanie w stylu "Świetny temat!". Piszesz. Redaktor chce, aby coś dopisać. Piszesz. Następnie czekasz kilka miesięcy na publikację, do której nigdy nie dochodzi. Nie dlatego, że tekst jest zły. Publikujesz w innym piśmie, ale nie zwraca ci się nawet połowa poniesionych kosztów i mijają miesiące kiedy dostaniesz wynagrodzenie. Przy okazji faworyzuje się znajomych, podkrada tematy, zwodzi i okłamuje. Dlatego dziennikarstwo upada, a efekty uboczne odbiją się na całym społeczeństwie.
0 0
odpowiedź
User
gość
Czy zatem dziennikarz nie powinien mieć pretensji do redaktora (naczelnego najlepiej). Zarząd nie zajmuje się decyzjami na poziomie redakcji, a zwłaszcza systemem wynagradzania, czy też publikowania lub niepublikowania tekstów. Budżety redakcyjne, w tym także wynagrodzenia dla dziennikarzy planuje naczelny. Jest on także menedżerem swojego redakcyjnego zespołu i teoretycznie powinien dbać o to, aby stworzyć zespołowi warunki do pracy. Więcej, jako doświadczony dziennikarz (bo w swojej naiwności wierzę, że naczelny jako dziennikarz swoje przeszedł i wie) powinien zdawać sobie sprawę gdzie jest cienka czerwona linia, za którą już żaden dobry materiał nie ma szansy powstać, choćby ze względów budżetowych (choć znam wiele przykładów świetnych tekstów, które powstały bez angażowania ekstra finansów). Powinien zatem, także w swoim własnym interesie, walczyć o odpowiedni budżet. Z doświadczenia wiem, że w sporej części przypadków to się da zrobić. Powinien także pilnować, żeby jego ludzie otrzymywali wynagrodzenia na czas. Tylko pytanie: czy nie jest mu wygodniej zgadzać się pokornie na to, co wychodzi kontrolingowi z matematyki, zamiast powalczyć? A może obawia się, że zbytnia aktywność w tej kwestii skończy się utratą stanowiska? I tu znów nasuwa mi się pewna refleksja: kiedyś naczelny był kimś, miał zasady, lub jaja jak kto woli, potrafił walnąć pięścią w stół, firmował tytuł swoim nazwiskiem i nie wahał się powiedzieć, że w pewnych warunkach niestety pisma robić się nie da. Parafrazując słowa piosenki - dziś prawdziwych naczelnych już nie ma. Lepiej siedzieć cicho i bezpiecznie na swoim stołku - robi tak naczelny, robi tak prowadzący, robi tak kierownik działu - każdy pilnuje swojego, bo za chwilę sam może wypaść z gry. Dlatego najłatwiej powiedzieć: są śmieciówki, bo zarząd, gazeta się nie sprzedaje bo marketing/dystrybucja, kasa nie przyszła w terminie bo księgowość, papier powinien być lepszy, ale produkcja - my jesteśmy świetni, tylko cały świat wokół rzuca nam kłody pod nogi. No i tak to idzie, a dziennikarze na śmieciówkach to łapią - przecież własnego gniazda kalać nie będą, stawiać się też niebezpiecznie, bo kto wie, może za chwilę wskoczą na etat, walą więc wszyscy w redakcjach od góry do dołu anonimowo, bo tak najłatwiej, i na oślep w ten zarząd, wszystkie inne działy oraz siłę wyższą, a załatwić swoich spraw jak należy nikt jakoś odwagi nie ma.
0 0
odpowiedź