Media opiniotwórcze razem z Komorowskim przegrały w kampanii z internautami (opinie)
- Media mainstreamowe przegrały kampanię wyborczą z internetem, zwłaszcza użytkownikami portali społecznościowych. Sztab Komorowskiego zatrzymał się na komunikacji jednokierunkowej, a opiniotwórczość nie jest w kampanii niezbędna lub należy definiować ją inaczej - oceniają dla Wirtualnemedia.pl Paweł Nowacki, Michał Kobosko, Tomasz Wróblewski, Mikołaj Nowak i Wojciech Surmacz.
W minioną niedzielę odbyła się w Polsce druga tura wyborów prezydenckich, którą wygrał kandydat Prawa i Sprawiedliwości Andrzej Duda, pokonując urzędującego obecnie prezydenta Bronisława Komorowskiego. Obaj kandydaci mieli inne wizje swoich kampanii. Komorowski stawiał na stabilizację i kontynuację polityki, prowadzonej przez ostatnie pięć lat, zaś Duda podkreślał potrzebę zmianę i wyliczał błędy głowy państwa.
Kandydata PO wspierały niektóre media opiniotwórcze, takie jak „Gazeta Wyborcza” czy tygodniki „Newsweek” i „Polityka” - mniej lub bardziej wprost zachęcały do głosowania na niego, krytykując Andrzeja Dudę, zarówno przed pierwszą turą wyborów (przeczytaj o tym więcej), jak i przed drugą (więcej na ten temat), a „GW” nawet w ciszy wyborczej w miniony weekend (więcej o tym). Nie udało im się jednak przekonać młodych wyborców, którzy informacje na temat kandydatów czerpali głównie z internetu.
Wyczuł to sztab kandydata PiS, który od początku kampanii prowadził intensywne działania w internecie: Duda odpowiadał na pytania internautów m.in. podczas przedwyborczego AMA w serwisie Wykop.pl, natomiast z okazji prima aprilis czytał złośliwe komentarze na swój temat. Z kolei sztabowcy Komorowskiego często zaliczali wpadki na oficjalnym koncie prezydenta na Twitterze, jak choćby użycie sformułowania „jesteśmy pod ogromnym wrażeniem” po trzęsieniu ziemi w Nepalu. Negatywnie oceniona została również chaotyczna akcja „Co na to Bronek?”, którą bardzo szybko przejęli zwolennicy Andrzeja Dudy, dodając hashtag #CoNaToBronek do prześmiewczych wpisów i memów o Komorowskim.
Zaraz po rozstrzygnięciu wyborów komentarze i wpadki niektórych przedstawicieli mediów tradycyjnych, które wspierały Bronisława Komorowskiego, również zostały wyśmiane przez internautów. Były to m.in. wypowiedź redaktora naczelnego „GW” Adama Michnika ze stycznia br. o tym, że Komorowski „mógłby przegrać wybory, gdyby pijany przejechał na pasach zakonnicę w ciąży”, tekst w „Newsweeku” o teściu Dudy, powołanie się przez Tomasza Lisa na fałszywy tweet Kingi Dudy czy też okładka „Polityki” z napisem „Prezydentura która tura”, sugerująca, że wybory na pewno wygra urzędujący prezydent.
- Może to efekt słabego rozeznania tej grupy dziennikarzy w tym, czym faktycznie żyją wyborcy? Może nie dostrzeganie, że wyrosło nowe pokolenie, na które nie działa „straszenie PiS-em”, w końcu wielu z młodych wyborców zdawało maturę po 2007 roku? Na pewno dziennikarskie autorytety nie wyczuły trendów wśród internautów - uważa Paweł Nowacki, zastępca redaktora naczelnego „Dziennika Gazety Prawnej” ds. online.
Wicenaczelny „DGP” zauważa, że dla młodszych wyborców „Bronek” często był symbolem władzy, która nie słucha obywatela oraz symbolem obciachu. - Moim zdaniem, o wyniku przesądziły głosy 18-29-latków, którzy głosowali w większości na Dudę. „Starzy” dziennikarze nie zauważyli, że nowe pokolenie zdawało maturę gdy już był YouTube czy Facebook. Oni czerpią wiedzę o świecie z tych kanałów, a nie telewizji czy prasy. Młodym, którzy zagłosowali na Dudę, telewizję zastąpiły kanały social mediowe. Minimalizowali dzięki nim swój wysiłek w docieraniu do informacji. Po prostu wykorzystywali filtr informacyjny jaki tworzą im znajomi wrzucający linki, tweety czy zachęcający do oglądania filmów na YouTubie - opisuje Nowacki.
Z opinią tą zgadza się Michał Kobosko, dyrektor polskiego biura think-tanku Atlantic Council i redaktor portalu Project Syndicate (a w przeszłości redaktor naczelny m.in. „Newsweeka”, „Wprost” i „Dziennika Gazety Prawnej”). - To kolejny etap procesu przesuwania się zainteresowania odbiorców od mediów, które mówią im co mają robić - do mediów, które informują i zostawiają swobodę podejmowania decyzji. Internauta reaguje alergicznie, gdy ktoś go do czegoś zmusza, to czegoś usilnie przekonuje i namawia - zauważa Kobosko.
Kobosko porównuje kampanię prezydenta Komorowskiego do sytuacji w światowej bankowości sprzed upadku Lehman Brothers w 2008 roku. - Wielkie banki były „too big to fail” - nikt nie wierzył w realność ich bankructwa. A jednak. Rzeczy niespotykane i wcześniej wykluczane zdarzają się i będą się zdarzać. Duża w tym rola mediów społecznościowych, szybkości komunikacji, możliwości dotarcia do ogromnych grup w krótkim czasie - zaznacza Michał Kobosko. - Wiemy, że wybory prezydenckie to nie koniec ale początek zmiany w polskiej polityce, przebudowy sceny. Wygra ten, kto tradycyjną działalność polityczną off-line umiejętnie połączy z budowaniem zaplecza w Internecie. Przed 24 maja dużo umiejętniej robił to obóz Andrzeja Dudy i jego, nieujawnieni z nazwiska, specjaliści od nowoczesnego marketingu politycznego - podkreśla szef polskiego biura Atlantic Council.
Z kolei redaktor naczelny tygodnika „Wprost” Tomasz Wróblewski ocenia, że to nie media opiniotwórcze przegrywają, ale tradycyjna wszechwładza państwa niszczy media. - Dziś są to tradycyjne gazety jutro zniszczą portale - stwierdza szef redakcji „Wprost”. Jego zdaniem, przeżywają one ten sam problem, co „klasa polityczno-urzędnicza” i jest to strach przed zmianami. - Zmiany mogą przeorać kadry - w przypadku mediów publicznych, a w przypadku mediów prywatnych - budżety reklamowe. Partyjny łańcuszek pokarmowy prowadzi od głowy państwa, przez rząd, administracje, spółki skarbu, agencje, fundacje i aż do mediów. Zależność jest tak wielka, że może decydować o życiu i śmierci niektórych tytułów, a w przypadku mediów publicznych, najzwyczajniej w świecie o utracie pracy - twierdzi Wróblewski.
Naczelny „Wprost” wymienia również osobiste relacje wybitnych dziennikarzy czy naczelnych z członkami rządu i spółek skarbu państwa. - To są bardzo osobiste problemy tych ludzi i stąd nieortodoksyjne metody. Z dziennikarstwem mające tyle wspólnego co plakat reklamowy. Oba mają tytuł i ładny obrazek. Mieliśmy kilka wydań niektórych tygodników i dzienników, które żywcem można by powiesić na słupach jako reklamy ich sztabów. To samo dotyczy tekstów bardziej przypominających skrypty PR - ocenia Tomasz Wróblewski.
New media manager w redakcji „Faktów” TVN Mikołaj Nowak zaznacza, że internet jest medium ludzi młodych, ale nie zgadza się, że media tradycyjne przegrały w dotarciu do nich. - Z racji charakteru pracy, jaką wykonuję jestem na pierwszej linii frontu i widziałem szczególne zaangażowanie młodych osób w kampanię - w sieci, na naszych kanałach w social mediach. To głównie osoby młode wyniosły hashtag TVN24 #CzasDecyzji do trendów na Twitterze. Błyskawicznie! Musimy pamiętać, że media tradycyjne są dziś hybrydowe i - jak pokazuje wzorowy przykład TVN24 - potrafią świetnie współdziałać z internetem - ocenia Mikołaj Nowak.
@KDOMINEK Kawa kawą, ale przede wszystkim porozmawialiśmy. A takiej zwykłej rozmowy o ważnych sprawach chyba ostatnio brakuje. Szacunek:-)
— Andrzej Duda (@AndrzejDuda) maj 11, 2015
Paweł Nowacki uważa, że „wpadki” tradycyjnych mediów zdecydowanie przysłużyły się przegranej Bronisława Komorowskiego. - Kampania dowiodła, że zwłaszcza internet i serwisy social media odegrały ważna rolę w szerokim propagowaniu informacji. I dobrych, i złych. Jeden zaangażowany fan partii czy jakiegoś pomysłu może mieć wielki wpływ na to, co dzieje się w przestrzeni publicznej - ocenia Nowacki. - 100 ludzi z grupą znajomych to zasięg nawet 30 do 50 tys., a szybko rozprzestrzeniający się mem, tweet, wpis na FB, czy nagranie z YouTube’a zrobione kamerą w telefonie to siła, której nie można było lekceważyć. Sztab Komorowskiego zatrzymał się na komunikacji jednokierunkowej, a opiniotwórczość nie jest niezbędna gdy chodzi o rząd dusz lub należy definiować ją inaczej - zauważa wicenaczelny „DGP”.
Podobnie kampanię w sieci ocenia Mikołaj Nowak, który dodaje, że działania te były prowadzone nieporadnie. - Brakowało ripost w odpowiedzi na zarzuty - często wyssane z palca - i strategia potraktowania mediów społecznościowych jak słupa ogłoszeniowego nie opłaciła się. Czasami jedna celna riposta obala setki plotek - i właśnie tego kluczowego elementu brakowało w strategii sztabu Bronisława Komorowskiego - twierdzi new media manager w „Faktach” TVN.
Michał Kobosko zauważa, że dziś wygrane są media prawicowe, bo odbiorcy zdecydowali się poprzeć zmianę - wymianę ekipy rządzącej. - Ale jeśli ta zmiana nie nastąpi, jeśli prezydent-elekt wraz ze swą partią nie będzie umiał umiejętnie zarządzać oczekiwaniami zmiany, tradycyjne media prawicowe będą podlegać dokładnie takiej samej krytyce jak media centrowe. Internauci odwrócą się od nich, i z tym większym entuzjazmem poprą pospolite ruszenie Pawła Kukiza. Karuzela od 24 maja przyspieszyła - ocenia Michał Kobosko.
Na silniejszą pozycję prawicowej części publicystów w mediach społecznościowych wskazuje Paweł Nowacki. - Chyba nawet wydaje się im, że „rządzą” w social media. Może to efekt nieustannej obecności w sieci części komentatorów z tej strony sceny politycznej, bo nie było dla wielu z nich miejsca w redakcjach? Wielu dziennikarzy emocjonalnie zaangażowało się po stronie jednego kandydata zapominając o obiektywizmie. Ale warto pamiętać, że kanały social media punktują wpadki wszystkich, jednakowo i raczej obiektywnie. Jeśli niektórym wydaje się, że nowego prezydenta wcześniej czy później nie dotknie zjawisko obśmiewania, hejtowania, gdy na to zasłuży, to się srogo myli - zaznacza Nowacki.
Nie zgadza się z tym Mikołaj Nowak, ponieważ - jego zdaniem - „wielka siła” zwolenników prawicy jest tylko iluzoryczna. - Każde środowisko ma swoich tzw. krzykaczy i wojowników. Fanatyczni zwolennicy prawicy skuteczniej ściągają na siebie uwagę, dlatego niektórzy uważają, że media społecznościowe są zdominowane przez nich. A wcale tak nie jest. Uważam, że polityka w social mediach jest bardzo kontrastowa, lecz niestety pełna sfrustrowanych jednostek, których celem jest sianie zamętu - podkreśla.
Natomiast redaktor naczelny „Gazety Bankowej” Wojciech Surmacz twierdzi, że media opiniotwórcze takie jak „Gazeta Wyborcza”, „Newsweek”, czy „Polityka” nie przegrały z internetem, bo są tam obecne i dobrze sobie radzą. - Te media przegrały z samymi sobą. Przegrały, bo na czas kampanii przestały być wiarygodne. Poszły pod prąd nastrojom społecznym. Dla takich tygodników jak „Newsweek”, który był najbardziej radykalny w kreowaniu „wroga”, to może być strata nie do nadrobienia, a dla Tomasza Lisa może oznaczać utratę posady redaktora naczelnego w „Newsweeku” - prognozuje Surmacz.
Surmacz twierdzi, że „wpadki” były popełniane de facto tylko przez Lisa. - Myślę, że Tomasz Lis wyświadczył nimi niedźwiedzią przysługę ustępującemu prezydentowi i jest jednym z autorów wyborczej porażki Bronisława Komorowskiego - ocenia naczelny „Bankowej”. - Dziennikarze tacy jak Adam Michnik, Tomasz Lis czy Jacek Żakowski nie byli uśpieni wysokim poparciem Bronisława Komorowskiego. Wręcz przeciwnie, oni byli nad wyraz czujni. Problem polega na tym, że już wiek nie ten i przestrzeń, w której się uwijali jak w ukropie okazała się mieć niewiele wspólnego z rzeczywistością. Jakby nie zauważali, że ten ich „wydrukowany świat” trafia prosto do sieci i jest tam „masakrowany” (to chyba najpopularniejsze słowo tej kampanii w necie) przez ludzi, którzy myślą... online - pointuje Wojciech Surmacz.
Dołącz do dyskusji: Media opiniotwórcze razem z Komorowskim przegrały w kampanii z internautami (opinie)