Blokada Donalda Trumpa na Twitterze budzi kontrowersje. Na nieobecności Parlera zyskują jego konkurenci
W weekend aplikacja Parler wykorzystywana w USA do publikacji skrajnych prawicowych treści została zablokowana przez Amazona, Google i Apple. Założyciel Parlera przyznaje, że przywrócenie dostępności może zająć nieco czasu. Na nieobecności Parlera zyskują alternatywne aplikacje, takie jak Gab, MeWe czy Minds. Blokada kont Trumpa na Facebooku i Twitterze budzi kontrowersje. - Pochopna radość przedwczesna, to może spotkać każdego - oceniają eksperci dla Wirtualnemedia.pl.
Zamieszki związane z atakiem na Kapitol, do których doszło w środę wywołały spore zmiany w funkcjonowaniu największych serwisów społecznościowych. Po opublikowaniu przez Donalda Trumpa wielu kontrowersyjnych wpisów związanych z napiętą sytuację w Waszyngtonie obecny prezydent został zablokowany na Facebooku i Instagramie, a następnie także na platformie Twitter. Ta ostatnia blokada według zapowiedzi ma nosić stały charakter.
W poniedziałek akcje Twittera poszły na amerykańskiej giełdzie w dół o 6 proc.
Blokada Trumpa to potwierdzenie władzy gigantów
W rozmowie z Wirtualnemedia.pl Dorota Głowacka, prawniczka Fundacji Panoptykon przestrzega, by z zablokowania Trumpa przez największe serwisy społecznościowe nie cieszyć się zbyt pochopnie.
- Ta sprawa ukazuje moim zdaniem dużo szerszy problem i dużo poważniejszy niż samo „uciszenie” Donalda Trumpa - ocenia Dorota Głowacka. - Jest ilustracją ogromniej władzy dużych platform internetowych, w praktyce kilku prywatnych firm, nad obiegiem treści w sieci, z której w tej chwili korzystają w sposób bardzo arbitralny, bez żadnej kontroli. To bardzo niebezpieczna sytuacja dla nas - użytkowników, zwłaszcza w sytuacji, gdy dla wielu osób platformy stały się głównym źródłem, z którego czerpią informacje o świecie.
Według naszej rozmówczyni jeśli kogoś cieszy zablokowanie Donalda Trumpa, to powinien zdawać sobie sprawę, że jutro to samo może spotkać kogoś, kogo ta osoba ceni, albo ją samą - i może nie być łatwo to odkręcić.
- Dlatego od dawna mówimy o potrzebie wprowadzenia rozwiązań prawnych, które zwiększą przejrzystość i zmniejszą arbitralność usuwania treści przez duże platformy internetowe, pozwalając na to, aby użytkownicy mogli skutecznie kwestionować ich decyzje, jeśli się z nimi nie zgadzają - zaznacza Głowacka. - Tylko w ten sposób przybliżymy się do tego, żeby z platform znikały faktycznie niebezpieczne treści (bo jasne jest, że platformy powinny na nie reagować), a jednocześnie nie było blokowane to, co jest wartościowe. Dopóki standardy te nie zostaną wprowadzone, każda blokada, nawet jeśli ktoś sobie na nią faktycznie zapracował, będzie budzić kontrowersje.
Tylko Tak lub Nie
Na skomplikowane reakcje serwisów społecznościowych związanych z walką polityczną zwraca też w swoim komentarzu dr Karolina Małagocka z Akademii Leona Koźmińskiego.
- W binarnym świecie potrzebujemy decyzji na tak lub na nie. Innych opcji nie uwzględniamy - zauważa Karolina Małagocka. - Obserwujemy, że świat coraz bardziej się polaryzuje. Dotyczy to również sceny politycznej i kultury, działań na niej podejmowanych. Jednocześnie od podmiotów będących areną prowadzenia sporów czy prezentowania opinii również oczekiwane są decyzje na tak lub na nie. W takiej sytuacji Twitter znajduje się już od jakiegoś czasu.
Zdaniem ekspertki warto tu zaznaczyć, że firma która po szturmie na Kapitol podkreśla, że zauważa związki pomiędzy deklaracjami składanymi na platformie a wydarzeniami rozgrywającymi się offline.
- Wielokrotnie powołuje się również na stworzony przez siebie kodeks, który ma dotyczyć wszystkich bez wyjątku, w tym również światowych liderów - podkreśla Małagocka. - Obejmuje on 6 szeroko zdefiniowanych obszarów, których naruszenie może skutkować zawieszeniem lub permanentnym usunięciem konta. Należą do nich: promowanie terroryzmu, jasne i bezpośrednie groźby przemocy wobec osoby, publikowanie prywatnych informacji, takich jak adres domowy lub niepubliczny osobisty numer telefonu, publikowanie lub udostępnianie intymnych zdjęć lub filmów osoby, które zostały wyprodukowane lub rozpowszechnione bez jej zgody, angażowanie się w zachowania związane z wykorzystywaniem seksualnym dzieci i zachęcanie do samookaleczeń lub promowanie ich. Zgodnie z polityką Twittera konto może zostać zamknięte lub zawieszone „jeśli stwierdzimy, że dana osoba naruszyła Zasady Twittera w szczególnie rażący sposób lub wielokrotnie je naruszyła, nawet po otrzymaniu od nas powiadomień”.
Nasza rozmówczyni przyznaje, że w omawianym przypadku właściwie wszystko się zgadza, prezydent Donald Trump naruszył zasady.
Czytaj także: Donald Trump zablokowany na Twitterze i Facebooku. Dziennikarze: cenzura czy spóźnione poczucie odpowiedzialności?
- Niemniej nie zdarzyło się to pierwszy raz - przypomina ekspertka. - Jak również nie pierwszy raz jego oponenci sugerowali otwarcie, że konto powinno zniknąć z przestrzeni publicznej, co czyni sprawę mniej oczywistą.
Małagocka zaznacza, że w swoim poście na Twitterze z października ub.r. Kamala Harris nawoływała do zawieszenia konta Trumpa. Wysłała list do dyrektora generalnego Twittera, Jacka Dorseya, wskazując na naruszenie zakazu bezpośredniego nękania powołując się na tweety Trumpa zachęcające do namierzenia i wykorzenienia demaskatora, które ogłosił informacje po namawianiu prezydenta Ukrainy do sprawdzenia Joe Bidena i jego syna.
- Sprawa konta prezydenta stała się więc elementem rozgrywki politycznej - przyznaje Małagocka. - Z drugiej strony styl głównego mieszkańca Białego Domu nieszczególnie się zmienia. Można zatem zadać sobie pytanie, gdzie przez ostatnie lata były zasady Twittera i czy na pewno obowiązywały wszystkich? Portal czerpał korzyści z faktu, że jeden z najważniejszych przywódców świata ogłaszał właśnie na nim swoje decyzje, prezentował opinie i traktował jako główny kanał komunikacji ze światem. Dopiero w momencie krytycznym, zarówno ze względu wydarzeń na „ulicy” jak również dla znaczenia samego Trumpa podjęta została jednoznaczna i ostra decyzja. Gdyby brać pod uwagę ten aspekt to jest ona raczej wyjątkiem od reguły i być może zbyt rygorystycznym egzekwowaniem zasad wobec właściwie przegranego polityka. Z drugiej strony w spolaryzowanym świecie oczekiwane są decyzje czarno-białe, bez uwzględniania odcieni szarości.
Czy Twitter i pozostałe media społecznościowe będą równie stanowcze wobec tych posiadających władzę i wpływy? - Dziś wygląda na to, że opinia publiczna oczekuje jasnych deklaracji co wolno a czego nie wolno – ocenia ekspertka. - Jeżeli mają to być faktycznie zasady mające podnieść poziom debaty politycznej to powinny dotyczyć wszystkich bez wyjątku, przegranych, wygranych, sprawujących władzę i władzę oddających. Wówczas dopiero będziemy mogli się zastanowić czy lepsze i zdrowsze są dla nas ograniczenia wynikające z politycznej poprawności czy niczym nieskrępowana agresja i podjudzanie.
Merkel krytycznie ocenia zablokowanie konta Trumpa
Kanclerz Niemiec Angela Merkel jest krytyczna wobec zablokowania konta prezydenta USA Donalda Trumpa na Twitterze - powiedział w poniedziałek w Berlinie rzecznik rządu Steffen Seibert. "Prawo do wolności wypowiedzi jest prawem o podstawowym znaczeniu” - podkreślił.
"W to podstawowe prawo można ingerować, ale w ramach określonych przez ustawodawcę - a nie zgodnie z decyzją zarządów mediów społecznościowych" - wskazał rzecznik, cytowany przez portal dziennika "Die Welt", dodając, że z tego punktu widzenia kanclerz uważa zablokowanie konta Trumpa za "problematyczne".
Seibert podkreślił również, że operatorzy mediów społecznościowych ponoszą wielką odpowiedzialność za to, aby komunikacja polityczna "nie była zatruta" nienawiścią, kłamstwem lub podżeganiem do przemocy. Dlatego dobrze jest nie siedzieć bezczynnie, gdy takie treści są publikowane, należy reagować, na przykład w formie komentarzy, jak to miało miejsce w ostatnich tygodniach i miesiącach - dodał.
Parler znika z sieci
W sytuacji wspomnianych blokad na Facebook i Twitterze większość zwolenników o skrajnych prawicowych poglądach zaczęła przenosić swoją aktywność na platformę Parler. Tyko w ciągu jednego dnia liczba użytkowników serwisu zwiększyła się z 2 do 4 mln.
Serwis Parler został założony w 2018 r. przez informatyka Johna Matze, Jareda Thomsona oraz republikańską donatorkę Rebekę Mercer. Deklaruje się jako bezstronne medium społecznościowe. Szybko jednak zdobył dużą popularność wśród zwolenników prezydenta Trumpa i prawicowych konserwatystów. Oskarżali oni już od dłuższego czasu Twittera i Facebooka o cenzurowanie ich postów.
Na rosnącą aktywność ekstremistów w aplikacji Parler zareagowały największe firmy technologiczne. Amazon ogłosił w niedzielę, że zawiesi serwis Parler od godz. 23.59 w niedzielę czasu lokalnego (godz. 8.59 w Polsce), wyjaśniając w liście do kierownictwa tej witryny, że „ostatnio zaobserwował stały wzrost zawartości zawierającej przemoc".
Również Google i Apple wycofali odpowiednio w piątek i w sobotę ze swoich platform możliwość pobierania aplikacji Parler, w której według nich mnożyły się „groźby przemocy" i „nielegalne działania".
W niedzielnym wywiadzie dla Fox News współzałożyciel i szef serwisu John Matze przyznał, że jego uruchomienie może zająć trochę czasu. - Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby jak najszybciej wrócić do trybu online, ale wszyscy dostawcy, z którymi się kontaktujemy, mówią nam, że nie chcą z nami współpracować, jeśli Apple czy Google nie wyrażą na to zgody - wskazał Matze.
Według dziennika "New York Times" sprawa Parlera spowodowała wznowienie debaty nad tym, kto sprawuje władzę nad dyskusją w internecie i jest ona zarazem testowaniem wolności słowa. "Wall Street Journal" ocenia, że "rozpoczyna się progresywna czystka" i uważa, że jedynie napędzi to populistów.
Liberalny "NYT" zauważa, że Parler szybko rozwijał się, a dyskusję na temat polityki nabierały tempa. - Ale tak samo było z teoriami spiskowymi, które fałszywie głosiły, że wybory zostały Trumpowi ukradzione, a użytkownicy w zeszłym tygodniu wzywali do agresywnych demonstracji, gdy Kongres zbierał się, by potwierdzić wybór prezydenta elekta Joe Bidena - konstatuje.
"NYT" przypomina, że zdaniem szefa Parlera Johna Matze - który deklarował że jego portal ma zapewniać szeroką wolność słowa - giganci Amazon, Google i Apple nie chcą konkurencji.
Swoje stanowisko konsekwentnie podtrzymuje konserwatywny "WSJ", który w poniedziałek w komentarzu redakcyjnym ocenia, że rozpoczyna się progresywna czystka. Gazeta opowiadająca się za szeroką swobodą wypowiedzi w sieci przekonuje, że działania gigantów technologicznych doprowadzą do zwiększenia frustracji po stronie populistów.
"WSJ", który wzywa Trumpa do rezygnacji, nie ma wątpliwości, że szturm na Kongres spowodował, że niektórzy komentatorzy, którzy normalnie sprzeciwiają się cenzurze teraz nie są zaniepokojeni.
Ostrzega przy tym, że działania wielkich firm technologicznych mogą przyczynić się do budowania podziałów w amerykańskim społeczeństwie. - Socjologowie udokumentowali, że polityczne plemiona Ameryki coraz częściej robią zakupy w różnych sklepach, mieszkają w różnych miejscach i mają różne gusta. Ta luka kulturowa przyczyniła się do wzrostu znaczenia Donalda Trumpa, a segregacja polityczna w internecie ją pogłębi - wyraża przekonanie dziennik.
"WSJ" uważa, że przy próbach ograniczeń skrajne poglądy zejdą do podziemia, być może z frustracji zradykalizują się i ostatecznie wyjdą na ulice. Część społeczeństwa kroki Facebooka i Twittera uważa za nadużycia i to jest głównym motorem populizmu w XXI wieku. A zawieszenie Parlera zapewni radykalnym ruchom dopływ paliwa.
Czytaj także: „Washington Post” apeluje o usunięcie Trumpa z urzędu. Lis: „U nas byłby wrzask, mądrala urządziłby wykład”
Zyskują konkurenci, dane archiwizowane
Jedną z konsekwencji zablokowania Trumpa na Facebook i Twitterze był znaczący odpływ użytkowników tych platform o poglądach prawicowych. Dziennikarze, politycy czy celebryci o takich przekonaniach alarmowali o utracie nawet kilkunastu tys. obserwujących.
Z drugiej strony obserwatorzy rynku cytowani przez zachodnie media zwracają uwagę na to, że na zblokowaniu Parlera zyskali konkurenci tej platformy. Np. serwis Gab w weekend notował wzrost użytkowników o 10 tys. średnio co godzinę. Wzrosła też popularność aplikacji Telegram, MeWe oraz Minds.
Okazało się, że pomimo zablokowania Parlera treści z tej platformy mogą nie zniknąć całkiem z sieci. Jak informuje Gizmodo od weekendu użytkownik Twittera o nicku @donk_enby określający siebie samego jako hakera zaczął archiwizować wpisy i materiały (m.in. filmy) z Parlera, szczególnie te o charakterze ekstremistycznym.
W sumie @donk_enby zgromadził ponad 5,6 TB treści, przy niektórych filmach są dostępne m.in. dane o tym gdzie zostały dokładnie zarejestrowane. Na razie nie wiadomo czy i w jakiej formie haker zamierza upublicznić zgromadzone archiwum.
metadata such as https://t.co/f5y6AzZ3km pic.twitter.com/95cXeCbZo6
— crash override (@donk_enby) January 10, 2021
Dołącz do dyskusji: Blokada Donalda Trumpa na Twitterze budzi kontrowersje. Na nieobecności Parlera zyskują jego konkurenci