Prokuratura bada weksle Kamila Durczoka na ponad 2 mln franków. Jego była żona podejrzewa, że podrobiono jej podpis
Marianna Dufek, była żona Kamila Durczoka, zawiadomiła katowicką prokuraturę, że podrobiono jej podpis na wystawionych przez dziennikarza wekslu na ponad 2 mln franków szwajcarskich. Bank zwrócił się o spłatę weksli, bo nie regulowano powiązanego z nim kredytu hipotecznego. Podpis na wekslu zostanie zbadany przez grafologa.
Jak poinformowało w poniedziałek TVP Info, weksel na 2,03 mln franków szwajcarskich został wystawiony przez Kamila Durczoka w sierpniu 2009 roku jako zabezpieczenie kredytu na zakup nieruchomości. Dziennikarz zobowiązał się, że w razie niespłacania kredytu 5 lipca 2019 roku zapłaci bankowi całą wskazaną kwotę.
Drugi weksel dotyczy kwoty ponad 300 tys. zł.
W dokumentach jako poręczającą wymieniono ówczesną żonę dziennikarza Mariannę Dufek (rozwód wzięli dwa lata temu), na wekslach jest jej podpis.
W lipcu adwokaci Marianny Dufek złożyli do Prokuratury Regionalnej w Katowicach zawiadomienie o podejrzeniu popełnieniu przestępstwa polegającego na podrobieniu podpisu na wekslach. Prokuratura wszczęła już śledztwo w tej sprawie i przesłuchała byłą żonę Kamila Durczoka. Kobieta zeznała, że nie była obecna przy sporządzaniu weksli, nie podpisywała ich i przed otrzymaniem pisma z banku nie wiedziała w ogóle, że istnieją.
Zgodnie z Kodeksem karnym podrobienie podpisu to przestępstwo z artykułu 310 par. 1 kodeksu karnego, które „podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 5 albo karze 25 lat pozbawienia wolności”.
Na razie bez zarzutów, Durczok nie komentuje
Rzeczniczka katowickiej prokuratury przekazała TVP Info, że na razie postępowanie jest prowadzone w sprawie, a nie przeciw komuś i nie postawiono żadnych zarzutów. W najbliższym czasie podpis Marianny Dufek na wekslu zostanie zbadany pod kątem autentyczności przez biegłego grafologa.
Śledczy w tej sprawie badają też wątek możliwego działania na szkodę banku, ponieważ uzyskane informacje wskazują, że nie zachowano wymaganych procedur dotyczących wystawienia i przechowywania weksli. Zwrócą się do sądu o zwolnienia banku z tajemnicy bankowej, tak żeby mógł przekazać szczegółowe dane.
W poniedziałek próbowaliśmy uzyskać od Kamila Durczoka komentarz do w tej sprawie. Dziennikarz miał wyłączony telefon i nie odpowiadał na esemesy.
.@WiadomosciTVP | Była żona K. Durczoka złożyła do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Sprawa dotyczy podrobienia jej podpisu na wekslu. Dokument opiewający na kwotę 2 mln franków szwajcarskich - czyli ponad 8 mln zł.pic.twitter.com/yfg5EE4xv4
— TOP TVP INFO (@TOPTVPINFO) August 19, 2019
Durczok z zarzutami po kolizji spowodowanej pod wpływem alkoholu
26 lipca Kamil Durczok na autostradzie A1 w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego spowodował kolizję. Jechał samochodem, mając 2,6 promila alkoholu w wydychanym powietrzu.
Prokuratura postawiła mu dwa zarzuty: prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwości oraz wywołania bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Za pierwsze z tych przestępstw grozi do dwóch lat więzienia, do 60 tys. zł grzywny i zakaz prowadzenia pojazdów do 15 lat, a za drugie - od 9 miesięcy do 12 lat więzienia.
Durczok zaraz po zdarzeniu trafił do izby zatrzymań, dwa dni później został przesłuchany przez prokuratora. Przyznał się do zarzutu kierowania autem pod wpływem alkoholu.
Dziennikarz nie został tymczasowo aresztowany - najpierw Sąd Rejonowy w Piotrkowie Trybunalskim oddalił wniosek prokuratury o areszt, a potem Sąd Okręgowy nie przychylił się do zażalenia na tę decyzję. Ustanowił natomiast inne środki zabezpieczające wobec Durczoka: 100 tys. zł poręczenia majątkowego, zakaz opuszczania kraju i dozór policyjny.
Przeprosiny i wyjaśnienia na przesłuchaniu
Trzy dni kolizji, zaraz po posiedzeniu sądu w sprawie wniosku o jego tymczasowe aresztowanie, Kamil Durczok wygłosił krótkie oświadczenie, zezwalając na publikację w mediach swojego wizerunku w kontekście sprawy.
- Bardzo, bardzo wszystkich przepraszam. Wszystkich, którzy we mnie wierzyli i mi ufali. To są dla mnie bardzo trudne dni. Mam pełną świadomość, że to, co się wydarzyło, jest karygodne. Ani przez moment nie zaprzeczałem faktom , które zgromadziła policja i prokuratura - stwierdził Durczok. - Pozostaje mi przeprosić widzów, internautów, czytelników. Przede wszystkim chciałbym przeprosić moich najbliższych, bo zostali narażeni na infamię, cierpienia, na które w najmniejszym stopniu nie zasłużyli - dodał.
- Proszę o publikację mojego wizerunku. Ja się nazywam Kamil Durczok - zaznaczył. Nie chciał natomiast komentować wyroku sądu, tłumaczył, że nigdy tego nie robił. Nie odpowiadał też na pytania. - Jestem w takim stanie psychicznym po tych kilku dniach... - tłumaczył.
[NEWS]
— TOP TVP INFO (@TOPTVPINFO) July 29, 2019
Kamil Duczork wychodzi na wolność. Sąd nie przychylił się do wniosku prokuratury, by dziennikarz najbliższe dni spędził w areszcie. Będzie odpowiadał za swój czyn z wolnej stopy. #tvpinfo #wieszwięcej pic.twitter.com/XHfs10gEqK
Z kolei w zeznaniach w prokuraturze, do których dotarł „Super Express”, Durczok miał poinformować, że wracał autostradą A1 na południe Polski z Władysławowa, dokąd pojechał w poniedziałek 22 lipca razem z 20-letnią kobietą poznaną niedługo wcześniej pod Krakowem.
W nadmorskiej miejscowości brat dziennikarza prowadzi restaurację. Durczok przyznał, że przez cztery dni pobytu pili tam różne alkohole, głównie piwo i wino. Natomiast w piątek rano, zaraz przed wyjazdem na południe, dziennikarz wypił jeszcze dwa piwa.
Dziennikarz starał się tłumaczyć, dlaczego mimo to zdecydował się na długą podróż samochodem. - Czułem, że mogę prowadzić auto. Na trasie nic złego się nie działo. W mojej ocenie nie przekraczałem prędkości - miał stwierdzić. Podał też powody kilkudniowego pijaństwa: długi spór sądowy z tygodnikiem „Wprost”, trudny rozwód z żoną oraz problemy zdrowotne, wskutek których w połowie lipca przez kilka dni miał być hospitalizowany, ponadto brał leki na serce.
- Szukałem rozluźnienia w alkoholu. Całe moje życie legło w gruzach. Moja psychika jest w rozsypce - powiedział Durczok. Przyznał, że zdaje sobie sprawę z konsekwencji jazdy po pijanemu. - To mój największy błąd, bardzo mi wstyd. Jestem świadomy końca kariery - stwierdził.
Durczok wygrał i przegrał z „Wprost” w sądzie, zamknął Silesion.pl
Procesy sądowe Kamila Durczoka z „Wprost” (wydawanym przez PMPG Polskie Media) dotyczą publikacji tygodnika z lutego 2015 roku. W kilku tekstach zarzucono Durczokowi mobbingowanie i molestowanie podlegających mu pracowników „Faktów” (głównie kobiet), powołując się na anonimowych informatorów. W jednym artykule opisano pobyt dziennikarza w mieszkaniu znajomej, w którym interweniowała policja, a na zdjęciach pokazano jego rzeczy osobiste.
Po publikacji pierwszego z tych tekstów TVN powołał komisję wewnętrzną, która po rozmowach z wieloma pracownikami ustaliła, że w redakcji „Faktów” były trzy przypadki stosowania mobbingu i molestowania. Nie wskazano, że sprawcą był Kamil Durczok, ale jednocześnie za porozumieniem stron rozwiązano z nim umowę, a poszkodowanym zapłacono rekompensatę.
Durczok w pozwie przeciw wydawcy i dziennikarzom „Wprost” domagał się przeprosin i 2 mln zł odszkodowania. W procesie jako świadkowie zeznawało wielu obecnych i byłych pracowników TVN, m.in. dziennikarze oraz Adam Pieczyński, członek zarządu firmy kierujący pionem informacyjnym.
W maju ub.r. Sąd Okręgowy w Warszawie w całości oddalił pozew Durczoka. „Wprost” poinformował o tym w artykule promowanym na okładce, zaznaczając, że w trakcie procesu była pracownica TVN potwierdziła, że dziennikarz proponował jej seks, przy czym użył nieco innych słów niż te zacytowane w artykule tygodnika. - Sąd dał jej wiarę, bo uznał (na podstawie raportu komisji TVN oraz zeznań innych świadków), że Durczok w podobnie niestosowny sposób zachowywał się także wobec innych pracownic - zaznaczono w tygodniku.
Durczok wygrał natomiast proces dotyczący artykułu o pobycie w mieszkaniu znajomej. W pozwie domagał się publikacji przeprosin na okładce tygodnika i trzech kolejnych stronach „Wprost” oraz 7 mln zł zadośćuczynienia. W maju 2016 roku Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł o zamieszczeniu przeprosin we wskazanej formie i zapłacie 500 tys. zł. Wydawca tygodnika złożył apelację, a sąd drugiej instancji w kwietniu ub.r. utrzymał wyrok w zakresie przeprosin, obniżając kwotę zadośćuczynienia do 150 tys. zł.
W lutym br. „Wprost” zamieścił przeprosiny w zasądzonej formie. Przy czym tygodnik ukazał się z podwójną pierwszą stroną, na drugiej zamiast przeprosin pojawiło się pytanie do Durczoka: „Sąd ustalił: Molestował! Dlaczego nie przeprasza ofiar?”.
- Tak się kończą kłamstwa i oszczerstwa. Oczywiście WPROST już wyje i tłumaczy, że przeprasza ale nie przeprasza, bo inny proces wygrał. Niczego nie wygrał! - skomentował to Kamil Durczok na Twitterze. - Więcej: to smutna wiadomość - Wprost nie rozróżnia wyroku prawomocnego od nieprawomocnego. Ale ich musi boleć - dodał.
W TVN Kamil Durczok pracował w latach 2006-2015, wcześniej przez 13 lat był związany z Telewizją Polską. W obu firmach prowadził najważniejsze programy informacyjne i niektóre publicystyczne, w TVN był dodatkowo szefem „Faktów”.
Po rozstaniu z tym nadawcą i upływie 1,5-rocznej okresu zakazu konkurencji Durczok uruchomił swój serwis internetowy Silesion.pl dotyczący głównie regionu śląskiego. Początkowo w redakcji pracowało ponad 20 osób, zapowiadano relacje z wykorzystaniem dronów. Na początku kwietnia br. serwis przestał być aktualizowany, a pod koniec miesiąca definitywnie zniknął z sieci. Eksperci z branży internetowej komentowali dla Wirtualnemedia.pl, że prawdopodobnie przy sporych kosztach bieżących nie osiągał odpowiednich wpływów reklamowych, bo nie przyciągnął internautów na stałe ciekawymi treściami.
Od zamknięcia Silesion.pl Kamil Durczok pozostaje nieaktywny w mediach społecznościowych, wcześniej regularnie komentował wydarzenia polityczne i zamieszczał treści z życia prywatnego.
W październiku 2016 roku Durczok zaczął prowadzić cotygodniowy program publicystyczny w Polsat News - najpierw „Durczokrację”, a potem „Brutalną prawdę. Durczok ujawnia”. Ze stacją rozstał się z końcem 2017 roku.
Dołącz do dyskusji: Prokuratura bada weksle Kamila Durczoka na ponad 2 mln franków. Jego była żona podejrzewa, że podrobiono jej podpis